Król wszedł żywo i ciężko, według zwyczaju.
Wyglądał zakłopotany i zaciekawiony, co szczególnie odbijało od zimnej sztywności królowej.
Kolory na twarzy nie opuściły go bynajmniej. Zadowolony z dobrego zdrowia, jakiego zaczerpnął z powietrzem porannem, oddychał i szedł tupiąc nogami po posadzce.
— Gdzież doktór? — rzekł — co się stało z doktorem?
— Dzień dobry, Najjaśniejszy Panie. Jak zdrowie dziś z rana? Czy czujesz się bardzo znużonym? — mówiła królowa.
— Spałem sześć godzin, tyle co mi się należy. Mam się bardzo dobrze. Umysł rześki. Ale ty jesteś nieco blada, moja pani. Mówiono mi, że posyłałaś po doktora?
— Oto jest pan doktór Gilbert — rzekła królowa, wskazując na framugę okienną, w którą wsunął się doktór.
Rozjaśniło się czoło króla natychmiast i rzekł:
— A! zapomniałem. Posyłałaś po doktora, byłaś więc słaba?
Królowa się zarumieniła.
— Rumienisz się — mówił Ludwik XVI.
Oblała się purpurą.
— Znowu jakaś tajemnica? — rzekł król.
— Co za tajemnica, Najjaśniejszy Panie? — przerwała królowa wyniośle.
— Nie rozumiesz mnie. Powiadam ci, że skoro masz swych lekarzy ulubionych, chyba nie poco innego wezwałaś doktora Gilberta, tylko ażeby...
— Ażeby co?
Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/349
Ta strona została skorygowana.
ROZDZIAŁ III
RADA