Te dwadzieścia tysięcy ludzi, o których mówimy, możeby mogły zdobyć króla; niechaj lepiej sam król zdobędzie ich, bo te dwadzieścia tysięcy ludzi, Najjaśniejsza Pani — to lud.
Król nie mógł powstrzymać znaku przyzwolenia, który Marja Antonina pochwyciła w lot.
— Ależ panie! — rzekła do Gilberta — czyż nie wiesz, co znaczyć będzie obecność króla w Paryżu przy podobnych okolicznościach?
— Słucham, Najjaśniejsza Pani.
— To znaczy: zgadzam się na wszystko.
To znaczy: dobrzeście uczynili, mordując moich oficerów, ogniem i mieczem pustosząc moję stolicę; dobrzeście uczynili wreszcie, składając mnie z tronu. Dziękuję panam, dziękuję!
I uśmiech pogardliwy przebiegł po ustach Marji Antoniny.
— Nie, Najjaśniejsza Pani — rzekł Gilbert — Wasza Królewska Mość myli się.
— Panie...
— To znaczyć będzie: było coś sprawiedliwego w boleści ludu. Przyszedłem przebaczyć; jam jest wódz i król; ja stoję na czele rewolucji francuskiej, jak niegdyś Henryk III stanął na czele Ligi. Wasi generałowie są moimi oficerami; wasza gwardja narodowa mojem wojskiem, wasi urzędnicy mojemi sługami. Zamiast mnie potrącać, idźcie raczej za mną, jeśli możecie. Wielkość moich kroków raz jeszcze dowiedzie, że jestem królem Francji, następcą Karola Wielkiego.
— Ma słuszność — smutno odezwał się król.
— O! — zawołała królowa — Najjaśniejszy Panie, przez litość! nie słuchaj tego człowieka, ten człowiek jest twoim nieprzyjacielem!
— Najjaśniejsza Pani — rzekł Gilbert — niech sam Najjaśniejszy Pan powie Waszej Królewskiej Mości, co myśli o moich słowach.
— Ja myślę, panie, — odparł król — żeś ty tylko dotąd ośmielił się powiedzieć mi prawdę.
— Prawdę! zawołała królowa. — O! co też wyrzekłeś, Najjaśniejszy Panie!
Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/355
Ta strona została skorygowana.