Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/360

Ta strona została skorygowana.

rażony nagłą bladością na licach królowej, zapowiadającą straszny wybuch gniewu.
— O! nie, nie, Najjaśniejszy Panie, będę mówiła — odparła królowa.
— Miej się na ostrożności, Najjaśniejsza Pani.
I oczyma król wskazał jej doktora.
— E! pan wie o wszystkiem, o czem chcę mówić... wie nawet, o czem myślę — dodała z gorzkiem wspomnieniem sceny, zaszłej między nią a Gilbertem; dlaczego mam się przymuszać? Pan doktór zresztą obrany został na naszego powiernika, i nie wiem, czego miałabym się obawiać! Wiem, Najjaśniejszy Panie, że cię porywają, jak nieszczęśliwego księcia w moich ulubionych balladach niemieckich. — Dokąd idziesz? Nic nie wiem. Ale idziesz tam, skąd nigdy nie wrócisz.
— Nie, Najjaśniejsza Pani, jadę tylko do Paryża odpowiedział Ludwik XVI.
Marja Antonina wzruszyła ramionami.
— Masz mnie chyba za szaloną — rzekła głosem głuchym i wzruszonym. Jedziesz do Paryża?... dobrze. Ale skąd wiesz, że Paryż nie jest tą otchłanią, której nie widzę, ale którą przeczuwam. Dlaczegóżby w tłumie, który cię bezwątpienia otoczy, nie mianoby cię zabić? Któż wie, która z pomiędzy stu tysięcy grożących pięści pchnie cię nożem?
— O! co do tego, bądź spokojna, kochają mnie — zawołał król.
— Nie mów tego, Najjaśniejszy Panie, bo litowałabym się nad tobą. Kochają cię, ale zabijają, duszą i mordują przedstawicieli swoich na ziemi; znieważają ciebie i króla!... Ciebie, obraz Boga! Przecie komendant Bastylji był przedstawicielem twoim, reprezentantem króla. Wierz mi, że nie przesadzam: jeżeli zabili de Launay‘a, tego walecznego i wiernego sługę, zabiliby i ciebe, Najjaśniejszy Panie, gdybyś był na jego miejscu. I jeszcze łatwiej niż jego, bo ciebie znają i wiedzą, że zamiast się bronić, nadstawiłbyś piersi.
— Czyś skończyła? — rzekł król.
— Zdaje mi się, że skończyłam.
— Więc mnie zabijają?
— Tak, panie.
— I cóż stąd?