Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/371

Ta strona została skorygowana.

— Nie ma dziury? — spytał Ludwik XVI.
— Czekaj mówię ci. Campan podniosła ostrze i powiedziała: „Nie jesteś dość silna, Najjaśniejsza Pani, może ręka Wasza drżała; ja będę silniejsza, zobaczycie“. Pochwyciła nóż i tak silnie uderzyła w manekin, że biedny mój nóż niemiecki pękł. Patrzcie, oto dwa kawałki, Najjaśniejszy Panie; każę Wam zrobić sztylet z tego, co zostało.
— O!... ależ to bajeczne — rzekł król — i nie ma szczerby w pancerzu.
— Tylko skaza u wyższego łańcuszka; jak ci się podoba?...
— Chciałbym zobaczyć.
— Zobaczysz.
I królowa zaczęła rozbierać króla z zachwycającą szybkością, aby mógł podziwiać jej myśl i wielkie czyny.
— Tutaj, zdaje mi się, jest jakieś miejsce uszkodzone — rzekł król, wskazując lekkie wklęśnięcie na powierzchni, wielkości dużego palca.
— To od kuli z pistoletu, Najjaśniejszy Panie.
— Jakto!... strzelałaś z nabitego pistoletu... ty?
— Pokażę wam kulę spłaszczoną, poczerniałą jeszcze. Oto jest, czy wierzycie teraz, że życie wasze zabezpieczone?...
— Jesteś Aniołem Stróżem — rzekł król, który powoli zaczął odpinać kamizelkę, aby lepiej obejrzeć znaki od pchnięcia nożem; kuli pistoletowej.
— Osądźcie strach mój, drogi królu, — powiedziała Marja Antonina — kiedy musiałam strzelić do pancerza. Niestety!... to nic nie było jeszcze, że miał powstać straszny hałas, którego się tak boję; ale zdawało mi się, że mierząc w kamizelkę ku twojej obronie przeznaczoną, strzelam do ciebie samego!... Bałam się ujrzeć dziurę w ściegu, bo wtedy moja praca, moje troski, moje nadzieje, nazawsze byłyby stracone...
— Droga moja żono — rzekł Ludwik VXI, odpinając pancerz — ileż winienem ci wdzięczności!...
I położył kirys na stole.
— Ale!... cóż to czynicie? — spytała królowa.
Podniosła kamizelkę, podając ją poraz drugi królowi.
Ale on, z uśmiechem pełnym wdzięku i szlachetności, rzekł: