Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/375

Ta strona została skorygowana.

— Jakto! — rzekł król — toczą rozprawy?
— O! z prostej grzeczności. Dowiedziawszy się, że Wasza Królewska Mość jedzie za dwie godziny, chcą czekać odjazdu króla i iść za jego karetą.
— Ależ zdaje mi się — spytała zkolei królowa — oni idą pieszo.
— Tak, Najjaśniejsza Pani.
— A król ma konie u powozu, i król jedzie prędko, bardzo prędko. Wiesz, panie de Beauveau, że król ma zwyczaj jeździć bardzo prędko.
Te słowa tak wypowiedziane znaczyły:
— Dodajcie skrzydeł do powozu Jego Królewskiej Mości.
Król dał znak ręką, dla przerwania tej rozmowy.
— Pojadę wolno — powiedział.
Królowa wydała westchnienie podobne do wykrzykniku gniewu.
— Niesłusznie byłoby kazać tym dobrym ludziom biec, już i tak się zmęczyli, aby mnie uczcić. Pojadę wolno, nawet bardzo wolno, żeby każdy mógł iść za mną.
Otwarto okno.
Królowa odwróciła się zdziwiona: to Gilbert, z tytułu doktora, używał swego prawa, aby odświeżyć powietrze sali jadalnej, zgęszczone zapachem potraw i oddechem przeszło stu osób. Doktór stanął za firankami otwartego okna, a oknem dochodziły odgłosy tłumu, zgromadzonego na dziedzińcu.
— Co to jest? — spytał król.
— Najjaśniejszy Panie — rzekł Gilbert — to gwardja narodowa, na bruku i słońcu, narażona na wielki upał.
— Dlaczegoby ich nie zaprosić na śniadanie razem z królem — szepnął do królowej jeden z jej oficerów ulubionych.
— Trzebaby ich w dzień wprowadzić na marmurowy dziedziniec, do przedsionków wszędzie, gdzie tylko trochę chłodniej — rzekł król.
— Dziesięć tysięcy ludzi w przedsionkach! — zawołała królowa.
— Rozproszeni wszędzie, pomieszczą się — odparł król.
— Rozproszeni wszędzie; ależ Najjaśniejszy Panie, sam wskażesz im drogę do swej sypialni.