Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/376

Ta strona została skorygowana.

Proroctwo przestrachu, które miało się ziścić w Wersalu przed upływem trzech miesięcy.
— Dużo mają dzieci z sobą, Najjaśniejsza Pani — rzekł ciszej Gilbert.
— Dzieci? — spytała królowa.
— Tak, Najjaśniejsza Pani, wielu ich prowadziło dzieci z sobą, jakby na przechadzkę; dzieci są przebrane za małych gwardzistów narodowych, taki jest zapał do tej nowej instytucji.
Królowa otworzyła usta, ale w tej chwili spuściła głowę.
Miał ochotę rzec dobre słowo, ale duma i nienawiść ją powstrzymały.
Gilbert badał ją uważnie.
— A! — zawołał król — biedne dzieci! Kiedy kto z sobą przyprowadza dzieci, to pewnie bez zamiaru szkodzenia ojcu rodziny; jeden powód więcej, aby ich w cieniu umieścić te biedne maleństwa. Każcie im wejść; każcie wejść.
Gilbert skłonił lekko głowę, jakby mówił do królowej:
— Oto, Najjaśniejsza Pani, co miałaś powiedzieć, wskazałem ci stosowną porę. Słowo byłoby powtórzone i zjednałoby ci na dwa lata popularność.
Królowa zrozumiała tę niemą mowę Gilberta, i rumieniec pokrył jej czoło. Poznała swą winę i z wymówką przesłała w odpowiedzi Gilbertowi spojrzenie dumy i oporu.
Przez ten czas pan de Beauveau spełniał polecenia króla względem gwardji narodowej.
Wtedy usłyszano okrzyki radości i błogosławieństwa tego wojska, wprowadzonego za królewskim rozkazem do wnętrza pałacu.
Okrzyki, życzenia, wiwaty, dochodziły z powiewem wiatru do dwojga małżonków, uspokojonych co do usposobienia paryżan.
— Najjaśniejszy Panie, jakie rozkazy wydaje Wasza Królewska Mość swemu orszakowi? — zapytał pan de Beauveau.
— A te rozprawy gwardji z mymi oficerami?
— O! Najjaśniejszy Panie, ucichły; poczciwi ludzie tak są szczęśliwi, że mówią teraz: „Pójdziemy, dokąd nam każą. Król tak dobrze do nas jak i do innych należy; dokądkolwiek pójdzie zawsze naszym będzie.