dostarczył mu innego wstępu więcej malowniczego, który pozostał na zawsze w pamięci ludu, gotowego zawsze zapamiętać dobre a szczególniej piękne zdania, na rzeczywistości oparte!
Bailly idąc z wyborcami i urzędnikami, utyskiwał na ciężkość kluczy, które miał złożyć królowi.
— Czy myślicie — zawołał śmiejąc się — że gdy pokażę tę pamiątkę królowi, będę ją do Paryża jeszcze odnosił?
— A cóż pan uczynisz? — spytał jeden z wyborców.
— Albo oddam wam klucze, albo wrzucę gdzie w rów pod drzewo.
— O! nie czyń pan tego — zawołał urzędnik zgorszony. — Czyż nie wiecie, że to te same klucze, które Paryż ofiarował Henrykowi IV po oblężeniu: one są szacowne; to starożytny zabytek nieoceniony.
— Macie słuszność — rzekł Bailly; — klucze podane Henrykowi IV, zdobywcy Paryża, ofiaruje Ludwikowi XVI, który... Ależ — rzekł do siebie zacny prezydent — to piękna antyteza do zużytkowania.
I biorąc zaraz ołówek, napisał nad mową przygotowaną wstęp taki:
„Najjaśniejszy Panie, przynoszę Waszej Królewskiej Mości klucze zacnego miasta Paryża: te same, które były ofiarowane Henrykowi IV. On odzyskał swój naród, dziś naród odzyskał swego króla“.
Zdanie było dobre, trafne, wyryło się też w umyśle paryżan, i z całej przemowy Bailly‘ego, ze wszystkich jego dzieł — to jedno go przeżyło.
Co zaś do Ludwika XVI, ten potwierdził je skinieniem głowy, ale, czerwieniąc się, bo uczuł szyderczą ironję, pokrytą szacunkiem i kwiatami krasomówczemi.
Potem szepnął zcicha:
— Marja Antonina nie dałaby się zwieść fałszywej czci pana Bailly i odpowiedziałaby zupełnie inaczej nieszczęśliwemu astronomowi.
To było przyczyną, że Ludwik XVI, usłyszawszy zbyt wiele z początku przemowy pana Bailly‘ego, nie słuchał wcale końca; równie jak i mowy pana Delavigne, prezesa wyborców, której ani początku, ani końca nie słyszał.
Jednakże, gdy ukończono przemówienia, król z obawy,
Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/384
Ta strona została skorygowana.