Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/392

Ta strona została skorygowana.

— O! jeżeli to przyjaciel — odparł dworzanin, kłaniając się — to co innego.
Pani de Lambaile, stojąca o kilka kroków, zbliżyła się w tej chwili.
— Wszak to — spytała Marji Antoniny — nowy doktór króla, nieprawdaż?.
— Gilbert; tak — odpowiedziała z roztargnieniem królowa, nie domyślając się, jaki cios zadaje niedaleko od siebie.
— Gilbert! — krzyknęła Andrea, jakby przez żmiję w ręce ukąszona. — Ten człowiek przyjacielem Waszej Królewskiej Mości?...
Andrea odwróciła się; z okiem płonącem, z rękami ze złości i wstydu zaciśniętemi, dumnie oskarżała królowę wzrokiem i całą postawą.
— Ależ... — rzekła królowa z wahaniem.
— O! Najjaśniejsza Pani! — szepnęła Andrea z gorzką wymówką.
Śmiertelna cisza zaległa pokój i pokryła ten tajemniczy wypadek.
Wśród tej ciszy ozwały się dyskretne kroki w sąsiednim pokoju.
— Pan de Charny! — rzekła półgłosem królowa, ostrzegając Andreę.
Charny wszystko słyszał, Charny wszystko widział, tylko nic nie rozumiał.
Spostrzegł bladość i zmieszanie Marji Antoniny.
Nie do niego należało badać królowę, ale Andrea była jego żoną, miał prawo ją zapytać.
Zbliżył się do niej i głosem przyjacielskiego współczucia, powiedział:
— Co się stało?
Andrea przemogła się.
— Nic, hrabio — odpowiedziała.
Charny zwrócił się wtedy do królowej, która przy całej pewności siebie, nie mogła się jednak zmusić do uśmiechu..
— Wątpiłaś pani o poświęceniu doktora Gilberta — rzekł do Andrei — czy miałabyś powody podejrzewać jego wierność?
Andrea milczała.
— Powiedz, proszę — nalegał Charny.