Zaniedbywał też Billota i Pitoux, którzy znów wielce gorliwie uczęszczali na zebrania mieszczańskie, gdzie roztrząsano kwestje polityki wyżsej.
Dnia pewnego, gdy Billot, mówiąc do wyborców przez godziny o zaopatrzeniu w żywność Paryża, zmęczony gadaniem, i dumny z tytułu mówcy, z lubością odpoczywał przy monotonnym szmerze późniejszych mówców, wpadł Pitoux pomieszany, wśliznął się jak węgorz do sali posiedzeń w ratuszu, i głosem wzruszonym, wprost sprzecznym ze zwykłym jego chłodem, zawołał:
— O!... panie Billot!... kochany panie Billot!
— Cóż tam?...
— Wielka nowina!...
— Dobra nowina?...
— Świetna nowina!...
— Cóż takiego?...
— Wiesz pan, że poszedłem do klubu Cnoty, przy rogatce Fontaineblau...
— Tak. No i cóż?...
— Szczególne tam mówiono rzeczy.
— Jakie?...
— Wiesz pan, że ten zbrodniarz Foulon udał, że umarł i nibyto kazał się pochować?
— Jakto!... on udał śmierć?... Jakto!... on niby kazał się pochować?... Ależ, na Boga, przecie doprawdy umarł, bo sam widziałem jego pogrzeb.
— Otóż, panie Billot, on żyje!...
— Żyje?...
— Żyje tak jak pan i ja.
— Zwarjowałeś?
— Kochany panie Billot, wcale nie zwarjowałem. Zdrajca Foulon, nieprzyjaciel ludu, pijawka Francji, ten skąpiec nie umarł.
— Ależ mówię ci, że go pochowano, a skonał na apopleksję, powtarzam, że widziałem jego pogrzeb, nawet przeszkodziłem wyciągnięciu go z trumny i powieszeniu.
— A ja go widziałem żyjącego, to więcej!...
— Ty?...
— Tak, jak ciebie widzę, panie Billot. Zapewne który ze służących umarł, zbrodniarz kazał mu wyprawić pogrzeb arystokraty. O!... wszystko się wykryło: on to uczynił, obawiając się zemsty ludu.
Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/402
Ta strona została skorygowana.