Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/42

Ta strona została skorygowana.

— A więc, cóż ci jest?... powiedz zapytała stara panna.
Posłyszawszy te słowa, lubo wypowiedziane bez czułości, Anioł Pitoux zalał się łzami.
— Ol... kochana ciotko!... spotkało mnie wielkie nieszczęście, zawołał.
— Co za nieszczęście?... zapytała stara panna.
— Ksiądz proboszcz wypędził mnie — wykrzyknął Anioł Pitoux, łkając.
— Wypędził?... — powtórzyła, jakby niedobrze zrozumiawszy, panna Aniela.
— Tak, moja ciotko!...
— Skąd cię wypędził?...
— Ze szkoły.
Łkania Pitoux wzmogły się.
— Ze szkoły?...
— Tak, ciotko!...
— A więc przepadły egzamina, konkursy, stypendjum, seminarjum?...
Płacz Pitoux zmienił się w wycie.
Panna Aniela spojrzała przenikliwie, jakby chciała wyczytać w głębi serca chłopaka, przyczynę klęski.
— Założyłabym się, żeś znów opuszczał lekcje, żeś znów krążył koło chaty ojca Billota. Pfe!... przyszły proboszcz...
Anioł wstrząsnął głową na znak przeczenia.
— Kłamiesz!... zawołała stara panna, której złość wzmagała się w miarę tego, jak się upewniała, że położenie naprawdę jest groźne. Kłamiesz!... W niedzielę znowu widziano cię w alei z Billotówną.
Właściwie panna Aniela kłamała w tej chwili, ale dewotki przekonane są, że mogą kłamać z tej racji, iż: „wolno jest uprawiać fałsz, gdy ma posłużyć do wykrycia prawdy“.
— Nie widziano mnie w alei — odpowiedział Anioł — nie prawda, nie widziano mnie tam, bo spacerowaliśmy w okolicy oranżerji.
— A!... nieszczęsny!... a widzisz, że byłeś z nią!...
— Ależ moja ciotko — rzekł czerwieniąc się Anioł — nie o pannę Billot tu chodzi.