którzy orze ziemię, ale nie tkniemy pługa, który się narodem francuskim nazywa. Będziemy siać zboże, zamiast krew rozlewać, będziemy żyć wolni i szczęśliwi, jak panowie. Chodź pan, chodź panie Gilbert. Ja, do djabła! rad zawsze jestem wiedzieć, dokąd idę!
— Chwilkę!... prawy i dzielny człowieku — rzekł Gilbert — ja naprawdę nie wiem dokąd idę, ale pójdę. Obowiązek mój rozumiem, życie składam w ręce Boga, a dzieła moje uważam za długi należne ojczyźnie. Jeżeli sumienie mówi mi: Idź Gilbercie! jesteś na dobrej drodze! idę, na nic nie zważając. Jeśli błądzę, ludzie mnie ukarzą, ale mi Bóg przebaczy.
— Niekiedy ludzie karzą nawet tych, co się nie mylą. Wszak powiedziałeś pan to przed chwilą.
— I nie cofam tego zdania, ale czy źle, czy dobrze robię — idę dalej. Niech mnie Bóg broni, abym mówił, że mi wypadki nie dowiodą bezsilności mojej. Spójrz na Lafayetta w Ameryce i we Francji; już trzeciego białego konia zużywa, a Bóg wie, wiele ich jeszcze zapotrzebuje. Bailly zużywa płuca, król popularność. No, no, Billot, nie bądź tylko samolubem, zostań ze mną, mój przyjacielu.
— Ale poco? Czy potrafimy przeszkodzić złemu?...
— Nie powtórz mi nigdy tego zdania, bobym cię mniej szanować musiał. Kopano cię nogami, bito pięściami i kłuto bagnetami, gdy chciałeś ocalić Foulona i Berthiera.
— Tak jest!... odparł dzierżawca — przesuwając rękę po bolących jeszcze członkach.
— Ja miałem prawie wybite oko — wtrącił Pitoux.
— I wszystko na nic — rzekł Billot.
— Gdyby... moje dzieci, gdyby zamiast dziesięciu, piętnastu, dwudziestu takich jak wy, było ich stu, dwustu, trzystu, wyrwalibyście nieszczęśliwego okrutnej śmierci; oszczędzilibyście jednego ciężaru narodowi. Oto dlaczego nie chcę, ażebyś odjeżdżał na wieś, oto dlaczego wymagam o ile mi wymagać wolno, żebyś pozostał w Paryżu, żebym miał w tobie ramię silne i serce prawe; żebym na kamieniu probierczym twojego zdrowego rozsądku i czystego patrjotyzmu, mój rozum wypróbował; — żebyś zagrzewany miłością ojczyzny i dobra ogólnego, był agentem moim przy tłumie nieszczęśliwych i obłąkanych; żebyś był moim kijem, gdy się poślizgnę, moim kijem, gdy będę potrzebował uderzyć.
Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/438
Ta strona została skorygowana.