Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/44

Ta strona została skorygowana.

— Czy ja wiem. Tu Pitoux wzniósł oczy w górę i dodał — stanie się, co się Opatrzności podoba.
— Opatrzności?... Aha, wiem co to znaczy — zawołała panna Aniela — widocznie nabili ci głowę nowemi ideami, nowemi zasadami filozofji.
— Nie, nie... moja ciotko, nie można przejść na filozofję, dopóki się nie było na retoryce, a ja do niej nigdy dojść nie mogłem.
— Żartuj sobie, żartuj. Ja wcale nie o tej mówię filozofji. Mówię o tych mędrkach nieszczęsnych — o filozofji pana Monet, o filozofji pana Jana Jakóba, o filozofji pana Diderot‘a, który napisał „Zakonnice“.
Panna Aniela przeżegnała się trzykrotnie.
— „Zakonnice“ — zapytał Pitoux — co to jest moja ciotko?...
— Czytałeś to nieszczęsny?...
— Nie — przysięgam ci moja ciotko.
— Dlaczego więc nie chcesz kościoła?...
— Jakto nie chcę, moja ciotko, mylisz się właściwie to mnie kościół nie chciał.
— Ależ to wąż doprawdy z tego dziecka. Zbija wszystko co ja mówię.
— Nic nie zbijam, moja ciotko, tylko ci odpowiadam.
— Zgubiony, zgubiony!... zawołała panna Aniela, padając na fotel z oznakami wielkiego przygnębienia.
To, zgubiony!... nie znaczyło nic innego jak: — ja jestem zgubiona......
Niebezpieczeństwo było wielkie. Ciotka Aniela powzięła więc natychmiast postanowienie: zerwała się, jak gdyby podniesiona przez sprężynę i pobiegła do ojca Fortier, aby go poprosić o objaśnienie, a nadewszystko, aby go przebłagać.
Pitoux przeprowadził ją wzrokiem aż do progu, następnie, kiedy już znikła, wyjrzał za nią i zobaczył, że z niebywałą chyżością podążała w stronę Soissons. Nie wątpił o zamiarach panny Anieli, przekonany był, że udawała się do nauczyciela.
Miał więc przynajmniej kwadrans zapewnionego pokoju.
Pomyślał, że potrzeba jest zużytkować ten czas, zesłany mu przez Opatrzność.
Pozbierał resztki z obiadu ciotki, nakarmił jaszczurki,