Pitoux uciekał jakby go wszyscy djabli z piekła pędzili i w jednej chwili był już za miastem.
Skręcając około cmentarza, o mało nie wpadł na konia.
— O Boże! — odezwał się słodki, dobrze mu znany głosik — gdzie pan tak biegnie, panie Anioł? O mało, że mi się koń nie rozbiegał z przestrachu, jakiegoś go pan nabawił.
— A, panno Katarzyno, — zawołał Pitoux, odpowiadając na myśl własną, nie zaś na zapytanie młodej dziewczyny. — A! panno Katarzyno, co za nieszczęście, mój Boże, co za nieszczęście!
— Jezus, Marja! przestraszasz mnie pan — powiedziała dziewczyna, zatrzymując się na środku drogi. — Cóż to się stało, panie Anioł?
— To się stało, panno Katarzyno, — odpowiedział Pitoux, jakby odsłaniając tajemnicę wielkiej niesprawiedliwości — stało się, że już księdzem nie zostanę.
Zamiast atoli okazania mu współczucia, panna Billot parsknęła śmiechem.
— Nie zostaniesz pan księdzem? — spytała.
— Nie, odpowiedział przestraszony Pitoux — jest to, jak się zdaje, niepodobieństwem.
— Zostaniesz pan zatem żołnierzem — rzekła Katarzyna.
— Żołnierzem?
— Rozumie się. Byłoby wierutnem głupstwem, rozpaczać z powodu tak małej rzeczy. Myślałam doprawdy, że masz mnie pan zawiadomić o nagłej śmierci swojej ciotki.
— Baaa... — powiedział z uczuciem Pitoux — dla
Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/46
Ta strona została skorygowana.
ROZDZIAŁ V
DZIERŻAWCA FILOZOF