Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/465

Ta strona została skorygowana.

— Jeść mi się chce! — odparła piękna dziewczyna głosem drżącym i wycieńczonym.
I poszła dalej, bijąc w bęben.
Gilbert zrozumiał.
— O! o! to zaczyna być strasznem — powiedział.
I spojrzał uważniej na kobiety, podążające za dziewczyną.
Wszystkie były wynędzniałe, chwiejące się, zrozpaczone.
Niektóre od trzydziestu godzin nic nie jadły.
Wydawały okrzyki, tem groźniejsze, że słabe i z głodnych ust wychodzące:
— Do Wersalu! do Wersalu.
Po drodze łączyły się z niemi inne kobiety.
W tej chwili pędził powóz jakiś; dwie damy zeń wyjrzały i śmiać się zaczęły.
Orszak kobiecy przystanął. Kilkanaście kobiet rzuciło się do drzwiczek, wyciągnęły damy, i zabrały ze sobą Opór, trzy czy cztery potężne szturchańce złamały niebawem.
Za kobietami, postępował człowiek z rękami w kieszeniach.
Człowiek ten chudy i blady, o cienkiej i wysmukłej postawie, miał na sobie ubranie popielate, kamizelkę i spodnie czarne; na głowie kapelusz trójgraniasty wytarty, krzywo zasadzony na czoło.
Długa szpada obijała mu się o nogi chude ale sprężyste.
Szedł patrząc, słuchając, pożerając wszystko okiem przenikliwem, pod czarną brwią latającem.
— Ej! — rzekł Billot — tę figurę przy wszystkich zaburzeniach widziałem.
— To Maillard!... — rzekł Gilbert.
— A! to ten, co za mną poszedł po desce do Bastylji, zręczniejszy ode mnie, nie wpadł do rowu.
Maillard, zniknął za kobietami na zakręcie ulicy.
Billot miał ochotę pójść za jego przykładem, ale Gilbert pociągnął go do ratusza.
Wszystkie bandy manifestujące, zwracały się zawsze w tamtą stronę. Zamiast więc iść z biegiem rzeki, podążyli odrazu do jej ujścia.
Wiedziano o wszystkiem w ratuszu. Ale co to mogło