Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/495

Ta strona została skorygowana.

Strzał zrobił szczerbę w tłumie, którego część zmierzała do skarbca zamkowego, część kto wie poco sięgała? Może po królewską koronę?
Tłum jakby uderzeniem topora przecięty, rozdziela się na dwie części.
Jedna biegnie do apartamentów królowej, druga w stronę kaplicy, to jest do apartamentów króla.
Idźmy za nimi do króla.
Widzieliście wielki przypływ morza?
Otóż fala ludu jest doń podobną, z tą różnicą, że się ciągle posuwa naprzód, że nie cofa się nigdy.
Całą straż królewską składał szyldwach u drzwi czuwający i oficer. Ten ostatni wybiega szybko z przedpokoju, uzbrojony w halabardę wyrwaną tylko co osłupiałemu szwajcarowi.
— Kto idzie? — woła szydwach — kto idzie?
Ponieważ nie dostaje odpowiedzi, ponieważ fala wciąż napływa woła po raz trzeci:
— Kto idzie?
I celuje.
Ale pojął w jednej chwili co wyniknie z wystrzału w apartamentach, odsuwa więc strzelbę, rzuca się na oblegających, zastawiając schody halabardą.
— Panowie! panowie!... woła — czego chcecie? czego żądacie?
— Nic, nic, — odpowiada kilka głosów szyderczo. Przepuść nas pan, jesteśmy przyjaciółmi Jego Królewskiej Mości!
— Jesteście przyjaciółmi Jego Królewskiej Mości, a chcecie z nim wojować?...
Żadnej odpowiedzi, tylko śmiech ponury.
Jakiś człowiek chwyta za rękojeść halabardy, której oficer nie puszcza. Człowiek ten ukąsił w rękę oficera.
Oficer wyrywa halabardę i dębową rękojeścią miażdży czaszkę awanturnika.
Gwałtowność uderzenia złamała na dwoje halabardę.
Odtąd oficer ma dwie bronie: kij i sztylet.
Kijem robi nieustającego młynka, sztyletem przebija. Tymczasem szyldwach zebrał gwardzistów wołając:
— Panowie! panowie! na pomoc panu de Charny, na pomoc!
Z przedpokoju wybiegło pięciu czy sześciu ludzi. Wy-