Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/51

Ta strona została skorygowana.

dzież! Co zrobili z takiego jak ten chwata, w czem on może być użytecznym swojej braci?
— Prawda — potaknął Pitoux, wiem o tem doskonale, to tylko szczęście, że nie mam wcale braci.
— Pod wyrazem „bracia“ rozumiem wszystkich nas wogóle. Czyż byś przypadkiem utrzymywał, że nie wszyscy ludzie są sobie braćmi?
— O wiem; napisane to przecie w Ewangelji.
— I wszyscy są sobie równi — ciągnął dalej dzierżawca.
— O! co to, to nie, gdybym był równy ojcu Fortier, nie byłby mnie mógł tak często okładać dyscypliną; gdybym był równy mojej ciotce, nie byłaby mnie wypędziła.
— A ja ci mówię, że wszyscy ludzie są sobie równi i że niedługo dowiedziemy tego tyranom!
— „Tyrannis“! — rzekł Pitoux.
— I na dowód tego — rzekł znowu Billot, ja biorę cię do siebie.
— Bierzesz mnie pan do siebie, drogi panie Billot; czy pan tylko nie żartujesz sobie ze mnie?
— Nie. Ileż ci potrzeba na życie?
— Mniej więcej trzy fnty chleba dziennie.
— A co do chleba?
— Trochę masła lub kawałek sera.
— Widzę — powiedział dzierżawca, widzę żeś wcale nie wymagający co do pożywienia, będziesz więc dobrze żywiony.
— Panie Pitoux — wtrąciła się Katarzyna, czy nie masz pan już żadnej prośby do mego ojca?
— Ja, panno Katarzyno?... nie!
— Pocóż więc przyszedłeś pan tutaj?
— Bo i pani tutaj zdążała.
— Ślicznie dziękuję za kompliment — powiedziała Katarzyna — ale go nie przyjmuję; przyszedłeś pan po to przecie, aby się dowiedzieć od mego ojca, o swoim opiekunie.
— A! prawda! — zawołał Pitoux, to dopiero, że ja zupełnie zapomniałem.
— Chcesz się dowiedzieć o zacnym panie Gilbercie? — rzekł dzierżawca głosem, zdradzającym poważanie jakie miał dla właściciela.
— Chciałem — odparł Pitoux, ale teraz już tego nie