Zbladł ze szczęścia, gdy Gilbert w jednę jego rękę włożył obie ręce Sebastjana, a w drugą dziesięć luidorów, każdy po czterdzieści osiem franków.
Długiego szeregu przestróg higjenicznych doktora — wysłuchali obaj w religijnem skupieniu.
Sebastjan spuścił wielkie wilgotne oczy.
Pitoux ważył luidory i dzwonił niemi w ogromnej kieszeni.
Gilbert dał Pitoux list do księdza Fortier.
Gdy doktór skończył przemowę, Billot rzekł zkolei:
— Pan Gilbert polecił ci moralną stronę Sebastjana, ja ci polecam fizyczną. Masz pięście, umiejże ich użyć w potrzebie.
— O!... rzekł Pitoux mam i pałasz.
— Nie nadużywaj go... zauważył Billot.
— Teraz wtrącił Gilbert — pozostaje mi tylko oznaczyć, w jaki sposób podróżować będziecie.
— Oh! — zawołał Pitoux — tylko dziewięć mil z Paryża do Villers-Cotterets, będziemy rozmawiać całą drogę.
Sebastjan spojrzał na ojca, jakby zapytując czy to dobrze będzie rozmawiać z Pitoux przez mil dziewięć.
Pitoux przejął to spojrzenie.
— Będziemy mówić po łacinie i wezmą nas za uczonych.
Było to marzeniem jego.
Wieluż to innych, mając dziesięć podwójnych luidorów w ręku powiedziałoby:
— Kupimy pierników.
Gilbert zawahał się na chwilę.
Patrzył na Pitoux, to na Billota.
— Rozumiem — rzekł ten ostatni. — Zadajesz pan sobie pytanie, czy Pitoux jest dobrym przewodnikiem, wahasz się pan powierzyć mu swoje dziecię...
— O! — rzekł Gilbert — nie jemu ja je powierzam.
— A komu?
Gilbert spojrzał w górę, był jeszcze zanadto wolterjaninem, aby odpowiedzieć wyraźnie:
Bogu! I na tem się skończyło. Postanowiono tylko, że nie zmieniając projektu Pitoux, który młodemu Gilbertowi obiecywał podróż nie męczącą, a przyjemności pełną, jutro dopiero wyruszą.
Mógł Gilbert wysłać syna w jednym z powozów, któ-
Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/511
Ta strona została skorygowana.