potrzebuję; ponieważ pan bierze mnie do siebie, mogę czekać spokojnie na powrót doktora z Ameryki.
— I wcale, mój przyjacielu, nie potrzebujesz długo czekać, bo opiekun twój już powrócił.
— Kiedyż?
— Nie wiem dokładnie, ale wiem, że przed tygodniem był w Hawrze, bo dziś z rana w Villers-Cotterets, oddano mi posyłkę przez niego zaadresowaną. Oto ona.
— Skąd wiesz, mój ojcze, że to od doktora?
— Bo jest i list także.
— Wybacz ojcze — rzekła uśmiechając się Katarzyna, ale zdaje mi się, że czytać nie umiesz. Mówię o tem dlatego, że się lubisz chwalić tą nieumiejętnością.
— Tak jest, chwalę się nią! Pragnę aby można było oto powiedzieć o mnie: Stary Billot nie winien nic nikomu, nawet nauczycielowi szkolnemu; sam sobie wszystko obowiązany, sam się dorobił majątku! Oto co pragnę, aby można było powiedzieć o mnie. Nie ja też czytałem list, ale mi go wachmistrz żandarmerji odczytał..
— Cóż pisze doktór, kochany ojcze. Czy jest z nas zadowolony jak zawsze?
— A no, osądź sama.
I dzierżawca wyciągnąwszy ze skórzanego pugilaresu list, podał go córce.
Katarzyna przeczytała:
Powracam z Ameryki, gdzie widziałem ludzi lepszych, bogatszych i szczęśliwszych. Winni to oni temu, że są narodem wolnym, a my nim nie jesteśmy. Ale i my podążymy naprzód, i my się do nowej sposobimy ery; trzeba, żeby każdy pracował jak potrafi i może nad przyspieszeniem dnia, w którym nam nowa zabłyśnie zorza. Znam dobrze poczciwe pańskie zasady, kochany panie Billot, znam wpływy pańskie na innych dzierżawców i na robotników i rolników. Panujesz jak król nad ich sercami. Wpajaj pan w nich swoje zasady poświęcenia i braterskości, które w panu zauważyłem. Filozofja, to wielka nauka, wszyscy ludzie powinni poznać swoje prawa i swoje obowiązki przy świetle tej pochodni. Posyłam panu książeczkę, w której wszystkie te prawa i obowiązki, jasno są wyłożone. Moja to praca, pomimo, ii nie ma nazwiska mojego na okładce. Rozpowszechniaj pan zasady równości, dawaj lu-