— Biorę tych zacnych ludzi za świadków, że ja, który zdobyłem Bastylję, który przybyłem pieszo z Paryża, zmęczony i głodny, posiliłem się u mej krewnej, ale wymówiła mi ten posiłek tak nielitościwie, że zmuszony jestem uchodzić wypędzony.
Pitoux tak patetycznie ten ustęp wypowiedział, że sąsiedzi zaczęli mruczeć przeciwko starej.
— Pamiętajcie ludzie — ciągnął Pitoux, — że biedny podróżny, który przeszedł dziewięć mil pieszo, ten poczciwy chłopiec, zaszczycony zaufaniem pana Billota i pana Gilberta, że przewodnik, który odprowadził Sebastjana Gilberta do księdza Fortiera, że zdobywca Bastylji, przyjaciel pana Bailly i generała Lafayetta, został stąd wypędzony!...
Szmery wzmogły się.
— A ponieważ — ciągnął dalej Ludwik Pitoux — nie jestem żebrakiem, a ponieważ mi wymawiają tu marny kawałek chleba, płacę oto talara zato, co zjadłem u ciotki Anieli.
Powiedziawszy to Pitoux, wyciągnął z kieszeni talara i rzucił go na stół, skąd w oczach wszystkich wpadł na półmisek, do połowy w ryżu się zagłębiając.
To już dobiło starą pannę. Spuściła głowę pod ogólnym szmerem niezadowolenia.
Pitoux wyszedł z chaty otrzepując buty na progu a dwadzieścia rąk doń się wyciągnęło, ofiarując bezpłatnie stół i schronienie zdobywcy Bastylji, przyjacielowi pana Bailly i generała Lafayetta.
Ciotka wyjęła talara, obtarła go i włożyła do miseczki, aby czekał tam wraz z kilkoma innemi na przeobrażenie się w luidora. Ale patrząc nań i rozważając szczególne jego nabycie, pomyślała, że może Pitoux miał prawo zjeść wszystko, kiedy tak dobrze zapłacił.
Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/525
Ta strona została skorygowana.