Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/527

Ta strona została skorygowana.

Barnaut zdziwiony, że kask i miecz nazywają go po imieniu, uchylił kapelusza i puścił koniom postronek.
Pitoux uśmiechnął się.
Parobczak nie był pewny siebie, dobrotliwy uśmiech Ludwika zniknął pod kaskiem.
Jednocześnie matka Billot zobaczyła przez okno wojskowego.
Wstała.
Strach panował po wsiach, mówiono o rozbójnikach, którzy niszczyli lasy i zboża jeszcze zielone.
Co znaczyło przybycie żołnierza? Rabunek czy pomoc?
Matka Billot, obrzuciwszy wzrokiem Ludwika, dostrzegła wiejskie obuwie przy błyszczącym kasku, ale nie nabrała nadziei.
Żołnierz wszedł do kuchni.
Matka Billot postąpiła naprzód dwa kroki.
Pitoux chcąc być grzeczny i zdjął kask.
— Anioł Pitoux! — zawołał matka Billot — Anioł Pitoux!
— Dzień dobry, pani Billot — rzekł Pitoux.
— Ludwiku, o mój Boże! któż mógł zgadnąć, zaciągnąłeś się więc do wojska?
— Tak! do wojska! — rzekł Pitoux.
I uśmiechnął się z wyższością.
Potem obejrzał się dookoła, szukając czego znaleźć nie mógł.
Pani Billot odgadła cel spojrzeń Ludwika i rzekła z prostotą:
— Szukasz Katarzyny?
— Aby jej złożyć moje uszanowanie — odparł Pitoux — tak jest, pani Billot.
— Suszy bieliznę. No... siadaj... patrz na mnie i opowiadaj.
— Owszem — odrzekł Pitoux.
I wziął krzesło.
Koło niego na progu i stopniach schodów stanęli służący i służące, opowiadaniem chłopca stajennego zwabieni.
Każdy przybywający pytał:
— Czy to Pitoux?
— Tak, to on.
— No! no!...