Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/529

Ta strona została skorygowana.

Spuścił głowę i zaczynał być niezadowolony.
— To... bo... bardzo długie opowiadanie, — rzekł.
— A tyś głodny? — spytała pani Biilot.
— Być może.
— Pragnienie masz?
— Nie zaprzeczam.
Służący tak się pospieszyli, że Pitoux, który trawiąc prędko, nie miał czasu strawić koguta ciotki Anieli, znalazł pod ręką kubek, chleb i mięso.
Widział, że trzeba się było przemóc i zaczął jeść.
Ale mimo dobrej woli, musiał zabastować na chwilę.
— Co ci jest? — zapytała pani Biilot.
— Ba! co mi jest...
— Pić dla Pitoux!... — zawołała pani Biilot na sługę.
— Mam jabłecznik, proszę pani.
— Może on woli wódki?
— Wódki?
— Przyzwyczaiłeś się może do niej w Paryżu?
Poczciwa kobiecina sądziła, że przez te dwa tygodnie, Pitoux miał czas zepsuć się zupełnie.
Pitoux odtrącił dumnie przypuszczenie.
— Wódki! — rzekł — ja nigdy nie piję...
— To opowiadaj...
— Musiałbym drugi raz znowu opowiadać pannie Katarzynie, e... to strasznie długa historja.
— Dwie czy trzy osoby rzuciły się do suszarni po pannę Katarzynę.
Ale kiedy wszyscy pobiegli w tamtą stronę, Pitoux machinalnie spojrzał na schody i przez drzwi otwarte na pierwsze piętrze ujrzał Katarzynę, patrzącą przez okno w stronę lasu, to jest w kierunku de Boursonne. Katarzyna tak była zatopiona w kontemplacji, że ruch wewnątrz nie zwrócił wcale jej uwagi.
— Ah! ah! — rzekł, wzdychając — patrzy w stronę lasu, w stronę Boursonne, w stronę pana Izydora de Charny.
I westchnął jeszcze mocniej.
W tej chwili wysłańcy wrócili, nietylko z suszarni, ale i ze wszystkich miejsc, w których mogła się znajdować Katarzyna.
— I cóż? — spytała pani Biilot.
— Nie widzieliśmy nigdzie panny.