się i zabijałem dragonów i szwajcarów, a jeżeli wątpisz o tem, panno Katarzyno, to zapytaj, proszę, ojca.
Katarzyna tak była zamyślona, że usłyszała tylko ostatnie słowa Ludwika.
— Jakże się ma ojciec? — powiedziała — i czemu także nie wrócił?... czy złe wiadomości z Paryża?
— Bardzo złe — rzekł Pitoux.
— Sądziłam, że się wszystko uspokoi — zauważyła Katarzyna.
— Tak, ale się wszystko zaniepokoiło — odparł Pitoux.
— Czy przywrócenie pana Neckera nie pogodziło ludu z królem?
— Właśnie tu o pana Neckera idzie — rzekł Pitoux pogardliwie.
— To jednak zadowolniło lud?
— Tak go dobrze zadowolniło, że ma zamiar sam sobie wymierzyć sprawiedliwość i sam pozabijać wszystkich swoich nieprzyjaciół.
— Wszystkich nieprzyjaciół! — zawołała zdziwiona Katarzyna, — a cóż to są za nieprzyjaciele ludu?
— Arystokraci! — burknął Pitoux.
Katarzyna zbladła.
— Kogo nazywają arystokratami? — spytała.
— Także pytanie! Tych, co mają wielkie ziemie i piękne zamki, tych, co głodzą naród i mają wszystko, gdy my nie mamy nic.
— Cóż dalej? — rzekła niecierpliwie Katarzyna.
— Ludzi, którzy jeżdżą w piękne konie i powozy, kiedy my chodzimy piechotą.
— Boże mój! — zawołała dziewczyna, stając się białą prawie.
Pitoux zauważył to wzruszenie na jej licach.
— Nazywamy też arystokratami niektórych naszych znajomych.
— Moich znajomych?
— Naszych znajomych? — spytała matka Billot.
— Któż to taki? — nalegała Katarzyna.
— Naprzykład pan Berthie de Savigny.
— Pan Berthier de Savigny?
— Ten, co pani ofiarował złote kolczyki, które miałaś panno Katarzyno, tańcząc z panem Izydorem.
— A więc?
Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/531
Ta strona została skorygowana.