Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/536

Ta strona została skorygowana.

Oto argumenty, jakiemi dobra kobieta opór swój zwalczyła.
Spojrzała na córkę i w oczach jej dojrzała skromność, ufność, dobrą wolę, czułość i szacunek niezachwiany. Ustąpiła zupełnie.
— Ojciec Billot ma słuszność — rzekła — Katarzyna młoda, ma dobrą głowę i silną wolę.
— O!... tak — rzekł Pitoux, pragnąc pochlebić Katarzynie.
— Katarzynie — ciągnęła matka — wygodniej będzie w drodze niż mnie, lepiej potrafi biegać za siejbą, lepiej sprzeda, lepiej kupi, każe się słuchać, moja córka!...
Katarzyna — mówiła dalej matka Billot, będzie obiegać pola i prowadzić kasę!... zawsze w drodze!... przerobi się na chłopca!...
Pitoux wtrącił:
— Nie obawiajcie się o pannę Katarzynę, będę jej wszędzie towarzyszył.
Katarzyna spojrzała tak dziwnie na Pitoux, że się chłopak zmieszał.
Zaczerwieniła się, nie jak kobieta, której ktoś sprawił przyjemność, ale z wyrazem gniewu i niecierpliwości; chciała przemówić, lecz czuła potrzebę milczenia.
Pitoux nie był światowcem, nie poznał tego odcienia, ale domyślił się, że rumieniec Katarzyny nie oznaczał zgody.
— Jakto!... — rzekł z nieprzyjemnym uśmiechem, który pod grubemi wargami jego wielkie zęby odsłonił — milczysz, panno Katarzyno?...
— Nie wiesz więc, panie Pitoux, żeś palnął głupstwo?...
— Głupstwo?... — powtórzył zakochany.
— Na Boga!... — zawołała matka Billot, moja córka z gwardzistą!...
— Ależ w lesie!... — rzekł Pitoux tak naiwnie, że byłoby zbrodnią śmiać się z niego.
— Czy to także zawiera się w rozkazach naszego pana — spytała matka Billot.
— O!.. — rzekła Katarzyna, — takiego próżniaczego rzemiosła, nie przeznaczałby ojciec panu Pitoux, a pan Pitoux nie przyjąłby go.
Pitoux osłupiałemi oczyma wodził po pani Billot i Katarzynie, cały gmach jego runął.