Ta wielkość duszy wzruszyła zgromadzenie. Dowiedziono Bonifacemu, że był gburem, głupim i śmiesznym, że niegodzien jest brać udziału w rozprawach o polityce.
Wskutek tego wypędzono go z koła.
— Oto macie — rzekł wtedy Pitoux — obraz rewolucji w Paryżu. Pan Prudon czy Loustallot, zdaje się, że to cnotliwy Loustallot... tak, to on, jestem pewny, powiedział: „Wielcy, dlatego wydają się nam wielkimi, że my klęczymy: Powstańmy“.
Słowa te żadnego związku nie miały z położeniem, ale może właśnie dlatego, większe, cudowne uczyniły wrażenie.
Bonifacy, stojący o jakie dwadzieścia kroków, zbliżył się i rzekł do Pitoux:
— Pitoux, nie trzeba nam brać za złe, jeżeli nie tak jak ty, znamy się na wolności.
— To nie wolność — rzekł Pitoux — to prawo człowieka.
Pitoux po raz drugi zadziwił słuchaczów.
— Rzeczywiście, rzekł Bonifacy, jesteś uczonym, mój Pitoux, i my to czcimy w tobie.
Pitoux skłonił się uprzejmie.
— Tak jest, rzekł, nauka i doświadczenie wywyższyły mnie, a jeżeli przed chwilą za szorstko do was przemawiałem, to tylko przez przyjaźń dla was.
Dały się syłszeć oklaski. Pitoux zaczął wykład znowu:
— Mówiliście przed chwilą o pracy — rzekł, a wiecie co to jest praca? Dla was pracą jest rżnąć drzewo, żąć zboże, zbierać buczynę, wiązać snopy, budować z kamieni, utwierdzając je cementem. Ot czem dla was praca!... Podług was, ja nie pracuję. Mylicie się! Pracuję więcej, niż wy wszyscy razem, bo myślę i marzę o waszej wolności i równości. Jeden mój dzień — wart więcej niż sto waszych. Woły pracujące, robią jedno w kółko i wszystko to samo, ale człowiek myślący — przewyższa wszystkie siły materji, i wart sam jeden więcej od was wszystkich.
Patrzcie na pana de Lafayetta, to człowiek szczupły, blondyn, nie wyższy od Klaudjusza Tellier, ma nos śpiczasty, nogi małe, a ręce jak kije u tego krzesła. Człowiek ten dwa światy poniósł na swych ramionach, a jego małe ręce zerwały kajdany Ameryki i Francji.
Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/555
Ta strona została skorygowana.