ty, injustum et tenacem... Ale prawda!... rzekł Pitoux, przerywając, — nie umiecie po łacinie.
Dwaj haramontczycy nei dali się olśnić, ani cytatą, ani apostrofą.
— Dalibóg!... zawołał Dezyderjusz — widzę, żeśmy pięknego sobie wodza wybrali, Klaudjuszu. Toż on boi się wszystkiego!...
Klaudjusz zwiesił głowę.
Pitoux spostrzegł, że poniżył się na wysokiem stanowisku. Przypomniał sobie, że los sprzyja śmiałkom.
— Zobaczymy... rzekł.
— Podejmujesz się więc strzelb dostarczyć?
— Podejmuję się... spróbować.
Szmer zadowolenia rozjaśnił oblicze towarzyszy.
— O! o! — myślał Pitoux — ci ludzie rządzą mną, zanim ich wodzem zostałem. Co to będzie potem?
— Próbować — podjął Klaudjusz, z głową spuszczoną — to nie dosyć
— Jeżeli nie dosyć — odparł Pitoux — to idź za mnie. Ustępuję ci dowództwa, idź zapoznaj się z księdzem Fortier i jego dyscypliną.
— Śmieszna rzecz, doprawdy — trwącił pogardiwie Maniquet — aby ten kto wrócił z Paryża z kaskiem i pałaszem, obawiał się dyscypliny.
— Pałasz i kask nie są pancerzem, a gdyby nawet były, dyscyplina księdza Fortiera łatwo odnajdzie miejsce bezbronne.
Tellier i Maniquet zrozumieli, jak się zdawało, tę uwagę.
— Dalej, Pitoux, mój synu! — rzekł Klaudjusz. (Mój synu, wyrażenie przyjacielskie, bardzo w okolicy używane).
— Dobrze — rzekł Pitoux — ale pamiętajcie, że wymagam bezwzględnego posłuszeństwa.
— Będziemy posłuszni!... rzekł Klaudjusz, mrugnąwszy okiem na Dezyderjusza.
— Dostarcz nam tylko strzelb!... dodał ostatni i nie obawiaj się niczego.
— Skończone!... rzekł Pitoux, bardzo w duszy zaniepokojony, ale przez ambicję, gotów do śmiałych czynów
— Przyrzekasz?
— Przysięgam!...
Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/563
Ta strona została skorygowana.