Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/574

Ta strona została skorygowana.

Potem nagle jakby oświecony, ze wspaniałem oburzeniem, zawołał ksiądz:
— A!... tak!... kask; kask to on!...
— Jakto?... — rzekł Pitoux — co zawinił mój kask?...
— Człowiek który wydarł drgające serce Berthiera; ludożerca, który je poniósł na stół wyborców, miał kask na głowie; tym człowiekiem, ty jesteś, potworze, uciekaj, uciekaj!...
Za każdem: uciekaj!... tragicznie wymówionem, ksiądz Fortier posuwał się, a Pitoux cofał się o krok jeden.
Posłyszawszy oskarżenie, jak czytelnik wie, niezasłużone, Pitoux odrzucił precz kask, którym się chlubił.
— Widzisz nieszczęśliwy!... — zawołał ksiądz, przyznajesz się!...
— No, no — rzekł Pitoux, nie panując już nad sobą — przesadzacie, księże Fortier.
— Przesadzam, to znaczy, żeś tylko trochę wieszał, żeś tylko trochę krajał!...—
— Księże dobrodzieju, wiecie dobrze, że to nie ja, to pan Pitt.
— Pitt drugi, syn Pitta pierwszego, lorda Chattam, który dawał pieniądze mówiąc: „Wydawajcie, nie zdając mi rachunków“. Gdybyście rozumieli, powiedziałbym wam to po angielsku, ale nie zrozumiecie...
— A ty umiesz po angielsku...
Pan Gilbert mnie nauczył.
— W trzy tygodnie?... Nędzny łgarzu!..
Pitoux spostrzegł, że się zagalopował.
— Słuchajcie, księże dobrodzieju — rzekł, nic wam już nie zaprzeczam, macie ideje swoje.
— Doprawdy!...
— I wszelką pewnością!
— Pan Pitoux pozwala mi zatem mieć swoje ideje, dziękuje ci, panie Pitoux.
— Masz tobie, znowu się gniewacie. Jeżeli tak pójdzie dalej, nie dowiecie się nigdy, co mnie do was sprowadza.
— Nieszczęsny!... Więc cóż cię sprowadziło?... Może jesteś deputowanym?...
Ksiądz zaśmiał się ironicznie.
— Księże dobrodzieju — rzekł Pitoux, rad ze zwrotu rozmowy — księże dobrodzieju, wiecie, ile miałem zawsze szacunku dla waszego charakteru.