Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/594

Ta strona została skorygowana.

ra zpod Fontenoy lub Philipsbourga. I przypasał ją sobie do boku.
Każdy z jego towarzyszy wziął dwanaście karabinów na plecy, i nie upadli pod tym ciężarem, tak wielką była ich radość.
Pitoux podjął się nieść resztę.
Przeszli przez park, aby uniknąć skandalu w miasteczku.
Zresztą była to droga krótsza.
Ta krótsza droga przedstawiała tę dogodność, że nie spotkają żadnego adherenta partji przeciwnej.
Pitoux nie bał się starca, karabin natchnął go wiarą i odwagą.
Ale Pitoux stal się myślącym człowiekiem, a odkąd myślał, zauważył, że jeżeli jeden karabin może obronić człowieka, to nigdy dwanaście.
Trzej nasi bohaterowie obarczeni łupem, prędko park przebiegli i dotarli do półkola, gdzie się zatrzymać mieli.
Wycieńczeni, oblani potem chwalebnego zmęczenia, przenieśli do Ludwika drogocenny skarb, który im powierzyła ojczyzna, może za ślepo trochę.
Zgromadzenie gwardji odbyło się tegoż wieczora, dowódca Pitoux wręczył każdemu żołnierzowi karabin, mówiąc jak matki spartanki mawiały synom przy rozdawaniu puklerzy:
„Z nim albo na nim“.
Wtedy w gminie Haramont, genjuszem Anioła Pitoux przeistoczonej, powstało zamieszanie podobne mrowisku w dzień trzęsienia ziemi.
Radość z posiadania strzelb przez tych ludzi, po większej części polujących ukradkiem, była tak wielka, że niemal ubóstwiali Ludwika Pitoux.
Zapomniano o jego długich nogach i rękach, o grubych kolanach i wielkiej głowie, wreszcie o jego przeszłości nieco dziwacznej. Był i pozostał duchem opiekuńczym kraju.
Dzień następny przeznaczono na opatrywanie i czyszczenie broni; jedni cieszyli się, gdy kurek był dobry, inni myśleli o poprawieniu tego, czego gdzie brakowało.
Pitoux tymczasem w swoim pokoju, niby Agamemnon pod namiotem, myślał — i kiedy inni kaleczyli ręce, on mózg sobie suszył.