Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/595

Ta strona została skorygowana.

O czem myślał Pitoux? — spyta czytelnik, przyjazny rodzącemu się genjuszowi.
Pitoux, zostawszy pasterzem ludów, myślał o próżnej wielkości tego świata.
W rzeczy samej, nadchodziła chwila, w której z całego świeżo wzniesionego gmachu — nic zostać nie miało.
Karabiny w przeddzień zostały rozdane. Dzień jeden na oporządkowanie wystarczy. Jutro trzebaby pokazać żołnierzom ćwiczenia, a on nie znał pierwszej komendy nabijania broni na dwanaście poruszeń.
Pitoux nabijał strzelbę jak mógł, nie licząc poruszeń.
Co zaś do manewrów, to było jeszcze gorzej.
A czemże jest dowódca gwardji narodowej, który nie umie nabijać broni na dwanaście poruszeń, ani kierować manewrami?
Więc z głową ukrytą w dłoni, z okiem osłupiałem, ciałem nieruchomem, rozmyślał Pitoux.
Nigdy Cezar w krzewach dzikiej Galji, nigdy Hannibal zbłąkany w Alpach śnieżystych, nigdy Kolumb na nieznanym oceanie, nie myśleli tyle, co Pitoux w przeciągu tego dnia długiego.
— O!... — mówił sobie — czas leci, jutro nadchodzi i jutro pokaże się nicość moja.
Jutro piorun wojny, który zdobył Bastylję, uznany będzie za głupca przez całe zgromadzenie haramontczyków, jak... niepomnę kto.... dawniej.... przez całe zgromadzenie greków.
Dziś triumfator!... jutro wyśmiany!...
— Nie, tak nie będzie, tak być nie może. Katarzyna by się dowiedziała i byłbym shańbiony.
Pitoux odetchnął na chwilę.
— Któż mnie ztego wybawi?... — spytał się znowu siebie.
— Śmiałość?...
— Nie, nie... śmiałość potrwa minutę, a manewra pruskie mają dwanaście tempów.
Co za szczególna myśl, uczyć francuzów pruskich ćwiczeń!...
Gdybym powiedział, że jestem nato za dobrym patrjotą, aby uczyć francuzów strzelania na pruski sposób, i gdybym wymyślił nową mustrę, więcej narodową?...
— Nie, nie dałbym sobie rady.