Odtąd co rok na św. Ludwika podwójne było święto: w miasteczku i w lesie.
Wtedy ojciec Clouis prosił o przywilej; ponieważ niepodobna ślizgać się dzień cały nie jedząc i nie pijąc, prosił o monopol do jadła i napoju dla ślizgających się dziewcząt i dla chłopców nawet, którzy jednocześnie dla doświadczenia skały ślizgać się próbowali.
Od trzydziesteu pięciu lat ojciec Clouis żył w ten sposób.
Kraj obchodził się z nim jak arabowie z marabutami.
Stał się postacią legendową.
Ale co zajmowało strzelców, a strażników pobudzało do zazdrości, to, że było dowiedzionem, iż ojciec Clouis strzelał trzysta sześćdziesiąt pięć razy na rok, i że na trzysta sześćdziesiąt pięć razy — zabijał sto osiemdziesiąt trzy zające i sto osiemdziesiąt dwa króliki.
Nieraz panowie z Paryża, zaproszeni na dni kilka do zamku przez księcia Orleańskiego, słysząc historję ojca Clouis, wsuwali wspaniałomyślnie talara lub luidora w rękę starego, aby tylko zdobyć tajemnicę jak zabijać trzysta sześćdziesiąt pięć razy — na trzysta sześćdziesiąt pięć wystrzałów.
Ale ojciec Clouis nie umiał dać im innego objaśnienia nad to, że w armji tą samą strzelbą zabijał za każdym strzałem jednego człowieka. Otóż co robił kulą, daleko łatwiej praktykował śrutem na królikach lub zającach.
Tych więc co się na tę mowę jego uśmiechali, ojciec Clouis pytał:
— Czemu strzelacie, nie będąc pewnymi czy traficie?...
— Ależ pytano go, czemu książę Orleański, ojciec, pozwoli wam tylko jednego strzału na dzień?..
— Bo więcej byłoby zawiele, znał mnie zadobrze.
Ciekawość widowiska i szczególne pojęcia człowieka, ściągały rok rocznie dziesięć luidorów staremu anachorecie.
Ponieważ zbierał drugie tyle ze sprzedaży, skórek i w dzień Świętego Ludwika, zużywał zaś parę butów przez lat pięć, a mundur przez lat dziesięć, ojciec Clouis nie był bynajmniej nieszczęśliwy.
Przeciwnie, chodziły posłuchy, że miał skarb ukryty, i że dziedzic nieźle na tem wyjdzie.
Takim był dziwny człowiek, do którego szedł Pitoux
Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/599
Ta strona została skorygowana.