Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/600

Ta strona została skorygowana.

wśród nocy, kiedy szczęśliwa myśl ze śmiertelnego wybawiła go kłopotu.
Ale aby trafić do ojca Clouis, trzeba było być zręcznym, bo nie dał się on odrazu pochwycić.
Odróżniał z dziwną trafnością natręta nieprodukcyjnego od bogatego próżniaka, gdy zaś był na pogardliwej stopie względem tych ostatnich, można sądzić jak się dziko z pierwszymi obchodził.
Clouis spał na łóżku z gałęzi, aromatycznem i wygodnem, które się co rok we wrześniu zmieniało.
Była godzina jedenasta, czas piękny i świeży.
Nim się doszło do ojca Clouis, trzeba się było przedzierać przez taką gęstwinę lub ciemności, że hałas zawsze pustelnikowi gości ogłaszał.
Pitoux narobił hałasu cztery razy więcej niż istota zwyczajna.
Ojciec Clouis podniósł głowę, bo nie spał wcale.
Był on dnia tego w złym humorze.
Straszny mu się wydarzył wypadek, i niedostępnym go czynił dla najłagodniejszego współobywatela.
Straszny bo też był w rzeczy samej wypadek.
Strzelba, która mu czternaście lat służyła, chybiła przy strzale do królika.
Pierwszy to raz się zdarzyło od lat trzydziestu pięciu.
Ale zdrów i nietknięty królik, nie był wcale zmartwieniem ojca Clouis.
Dwa palce u lewej ręki uszkodził sobie przy eksplozji.
Clouis naprawił palce trawą i liśćmi, ale strzelby nie naprawił.
Aby sobie sprawić nową strzelbę, ojciec Clouis potrzebowałby sięgnąć do skarbca, a jeszczeby nie był pewny, czy nowa strzelba tak nieomylna będzie, jak ta, co nieszczęśliwie się rozpękła.
Pitoux, jak widzimy, w złej przybywał godzinie.
W chwili, gdy położył rękę na zasuwie, ojciec Clouis ozwał się mruknięciem, które zatrwożyło wodza armji haramonckiej.
Byłżeby to wilk w miejsce ojca Clouis?...
Pitoux, który znał historję o „Czerwonym kapelusiku“, zawahał się z wejściem.
— Ej!... ojcze Clouis!... — zawołał.
— Co tam?... — odezwał się mizantrop.