niczki o gałęzie, a z za krzaków wychyliła się głowa Katarzyny, oglądającej się, czy kto jej zobaczyć nie mógł.
Była o dziesięć kroków od Ludwika, który nieruchomy trzymał książkę na kolanach.
Ale nie udawał, że czyta, tylko patrzył na nią tak, aby był widziany.
Katarzyna wydała okrzyk stłumiony, poznawana, rzuciła się w głąb lasu, gdzie skoczywszy na koń, uciekła.
Pitoux dobrze zastawił siatkę, Katarzyna się złapała.
Wrócił do Haramontu szczęśliwy i przestraszony.
Bo zaledwie namyślił się nad tem, co zrobił, gdy w tym postępku dostrzegł mnóstwo zatrważających szczegółów:
Następnej niedzieli miano obchodzić w Haramont uroczystość wojskową. Dostatecznie wyuczeni żołnierze, prosili swego dowódcy, aby ich na publiczne manewry zgromadził.
Niektóre wioski okoliczne w tem samem rzemiośle się ćwiczące, miały przybyć także dla współzawodnictwa z Haramontem.
Deputacja każdej wsi porozumiała się ze sztabem Ludwika Pitoux: rolnik, ex-sierżant dowodził każdą.
Wieść o tak pięknem widowisku, sprowadziła od rana wielką ilość wystrojonych dziewcząt i dzieci, do których powoli łączyły się matki i ojcowie, wszyscy na Marsowem polu Haramontu.
Najprzód odbył się ogólny posiłek na trawie, złożony z owoców, ciastek i placków, źródlaną wodą popijanych.
Wkrótce odezwały się cztery bębny, w czterech odmiennych kierunkach, z Larguy, Vez, Taillefontaine i Viviers.
Piąty bił śmiało, prowadząc z Haramontu swych trzydziestu trzech gwardzistów.
Zauważono między widzami wiele szlacheckiej i mieszczańskiej arystokracji z Villers-Cotterets, a nadto znaczną liczbę okolicznych zagrodników.
Nie długo na dwóch koniach obok siebie, przybyły Katarzyna i matka Billot.
W tejże chwili gwardja narodowa Haramontu wychodziła ze wsi z piszczałką, bębnem i wodzem swoim Pitoux, który na białym koniu, od Maniquet’a pożyczonym, chciał zupełnie generała de Lafayette naśladować.
Pitoux błyszczący dumą i powagą, jechał z pałaszem
Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/608
Ta strona została skorygowana.