Katarzyna urządziła tak, ażeby pomimo obecności matki, została sam na sam z Ludwikiem.
Poczciwa pani Billot rozmawiała z towarzyszkami, Katarzyna zaś, ustąpiwszy konia jednej z nich, udała się pieszo z Pitoux, przez lasek.
— Widziałeś mnie pan w lesie wtedy...
— Gdzie panią widziałem?
— No! wiesz dobrze.
— Wiem.
Zaczerwieniła się jak wiśnia.
— Coś pan tam robił? — spytała.
— Poznałaś mnie więc pani? — rzekł z tęskną wymówką.
— Z początku nie, ale potem...
— Jakto, potem?
— Nieraz jestem tak roztargniona, że idę bezwiednie przed siebie.
— Cóżeś tam robił? Ukryłeś się?
— Dlaczego miałem się ukrywać?
— Ot! ciekawość...
— Ja, panno Katarzyno, wcale nie jestem ciekawy.
Tupnęła nóżką niecierpliwie.
— Przecież nie chodziłeś tam nigdy?
— Widziałaś pani, żem czytał.
— Coś czytał?
— Czytałem „Przewodnik Gwardji Narodowej“.
— Co to jest?
— Książka, z której uczę się taktyki wojskowej, a uczyć się można tylko w miejscu spokojnem.
Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/611
Ta strona została skorygowana.
ROZDZIAŁ XXXIX
MIÓD I PIOŁUN