Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/613

Ta strona została skorygowana.

ci wolno było mnie wypędzić, ale ponieważ szłaś do pawilonu de Charny, widząc mnie, trzeba było przemówić do mnie, a nie jak złodziej uciekać...
Żmija ukąsiła, Katarzyna straciła spokój.
— Uciekać... — rzekła — ja uciekałam?
— Jakby się paliło na folwarku, nie miałem czasu zamknąć książki, a już skoczyłaś pani na biednego Kadeta ukrytego w krzakach, który obgryzł całą korę z jesionu. Jedno drzewo stracone...
— Drzewo stracone? Co pan mówisz, panie Pitoux!.. — wybełkotała Katarzyna, tracąc zupełnie pewność siebie.
— To bardzo proste — ciągnął Pitoux, — kiedyś pani zbierała rozchodnik, Kadet jadł, a w godzinę koń wiele rzeczy obgryzie.
— W godzinę!
— Niepodobna, panno Katarzyno, żeby koń tak zniszczył drzewo prędzej, niż w godzinę. Widocznie zbierałaś pani rozchodnik na tyle ran, ile ich się otrzymało przy wzięciu Bastylji. Rozchodnik, to roślina dobra na kataplazmy.
Katarzyna blada i zmieszana, nie mogła dobyć głosu.
Pitoux zamilkł także; dosyć powiedział.
Tymczasem matka Billot żegnała się z towarzyszkami.
Pitoux był na mękach, bo czuł wielkość rany, jaką zadał, przechylał się z jednej nogi na drugą, jak ptak mający ulecieć.
— No, co mówi pan oficer? — zawołała wieśniaczka.
— Życzy dobrej nocy pani Billot.
— Nie odchodź jeszcze — szepnęła Katarzyna zrozpaczona.
— A więc! dobranoc! — rzekła pani Billot. — Idziesz, Katarzyno?
— O! powiedz mi pan prawdę! — prosiła dziewczyna.
— Jaką, panno Katarzyno?
— Nie jesteś moim przyjacielem?
— Niestety! — odparł nieszczęśliwy, który w miłości przechodził straszny urząd powiernika. Jedno słowo Katarzyny zdałoby go na jej łaskę i niełaskę. To też, czując, że umarłby, gdyby mu wyznała to, co podejrzewał, milczał jak rzymianin. Ukłonił się Katarzynie z bolesnym dla niej szacunkiem, pozdrowił panią Billot z uśmiechem i znikł w gęstwinie lasu.