— Tak — odparł Pitoux — mam duże ręce, to prawda?...
— I ogromne kolana.
— Dowód to, że jeszcze urosnę.
— Ależ, zdaje mi się, żeś pan i tak już dosyć duży, panie Pitoux.
— To wszystko jedno; urosnę jeszcze; mam dopiero rok osiemnasty.
— I nie masz pan wcale łydek.
— Prawda, ale jeszcze mi urosną.
— Trzeba mieć nadzieję — rzekła Katarzyna, — ale zresztą mniejsza o to... i tak pan dobrze wyglądasz.
Pitoux ukłonił się i zaczerwienił.
— O! o! — zawołał znów dzierżawca, wchodząc i spoglądając na Pitoux. — Dzielnie mi wyglądasz, mój chłopcze. Chciałbym bardzo, żeby cię ciotka Aniela zobaczyła.
— Ja także — odpowiedział Pitoux.
— Ciekawy jestem, coby też powiedziała? — dodał Billot.
— Nicby nie powiedziała, wściekłaby się tylko.
— Ależ papo — zawołała z niepokojem Katarzyna — czyby pani Aniela miała nam prawo odebrać Anioła?...
— Przecież go wypędziła.
— I przytem już pięć lat upłynęło — dorzucił Pitoux.
— Jakie pięć lat? — zapytała Katarzyna.
— Te, na które doktór Gilbert, pozostawił tysiąc franków.
— Zostawił więc ciotce tysiąc franków?
— Tak, na to, żeby mnie gdzie na naukę oddała.
— Oto człowiek! — rzekł dzierżawca — i tylko pomyśleć, że się codzień coś podobnego o nim słyszy! Dla takiego — dodał, wznosząc rękę — zawsze na śmierć, na życie!
— Chciał, abym się wyuczył jakiego rzemiosła — powiedział Pitoux.
— I miał słuszność. Ale poczciwy jego zamiar zniweczono. Zostawił tysiąc franków aby cię nauczyli rzemiosła, a oni oddali cię do księdza, chcieli z ciebie zrobić duchownego. Ileż płaciła ojcu Fortier?
— Kto?
— No, ciotka naturalnie.
— Nic mu nie płaciła.
Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/65
Ta strona została skorygowana.