Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/78

Ta strona została skorygowana.

ze wzrastającem zdziwieniem, tak, że gdy „czarny człowiek“ mówić przestał, oczy Pitoux przybrały możliwie wielkie rozmiary.
— Tak panie, Boston 1788 roku — powtórzył Pitoux.
— Więc to rozprawa doktora Gilberta?... — odezwał się czarny człowiek.
— Tak panie — odpowiedział uprzejmie Pitoux i wstał, bo słyszał zawsze, że niegrzecznie jest siedzieć mówiąc do starszych.
Ale powstając zauważył, że coś różowego poruszyło się w oknie i patrzyło na niego.
To coś była to panna Katarzyna.
Młoda dziewczyna jakoś dziwnie na niego spoglądała i dawała mu jakieś znaki szczególne.
— Panie — zapytał czarny człowiek, który stojąc plecami do okna, nie widział nic co się tam działo, czy można zapytać do kogo należy ta książka? Mówiąc to wskazał na broszurkę, którą Pitoux trzymał w ręku.
Pitoux miał już odpowiedzieć, że własność to ojca Billota, gdy doszły uszu jego słowa wyrzeczone błagającym prawie głosem:
— Powiedz, że należy do ciebie!
Obcy człowiek słów tych nie dosłyszał.
— Panie — powiedział Pitoux z godnością, — to moja własna książka.
Czarny człowiek poniósł głowę, bo zaczynał spostrzegać, że zdziwione spojrzenia Pitoux przechodziły z niego w jakimś szczególnym kierunku.
Zobaczył okno, ale Katarzyna zrozumiała ruch czarnego człowieka i znikła prędko jak ptaszek.
— Czegóż pan tak patrzysz w górę? — zapytał czarny człowiek.
— Mój panie! — rzekł uśmiechając się Pitoux — pozwól powiedzieć sobie, że jesteś za bardzo ciekawym. Curiosus albo raczej avidus cognoscendi, jak mawiał mój nauczyciel, ojciec Fortier.
— Mówisz więc pan — ciągnął dalej nieznajomy, wcale a wcale onieśmielony tym dowodem uczoności, który mu w tej chwili złożył Pitoux, na intencję, aby się wyższy w jego umyśle okazał — mówisz pan, że ta książka jest pańską własnością?