z nędzy konie jeść musieliśmy, kiedy dwa lata temu, 15-go lipca, grad wszystko zboże nam powybijał, Jego Królewska Mość, wcale nie raczył zajmować się nami. Cóż więc chce dziś, ten Najjaśniejszy, od mego domu i ode mnie, którego nie zna?
— Wybacz mi pan — rzekł agent, ostrożnie drzwi uchylając i pokazując rozkaz podpisany, przez komisarza policji, a zaczynający się, jak zwykle: „W imieniu panującego i prawa“, — wybacz mi pan, ale Jego Królewska Mość słyszał coś o panu, pomimo węic, że nie zna pana osobiście, przyjmij stosownie zaszczyt, jaki ci wyświadcza i chciej stosownie się zachowywać względem tych, którzy przybyli w jego imieniu.
Powiedziawszy to agent, skłonił się grzecznie, mrugnął przyjaźnie okiem, zamknął zpowrotem drzwi i rozpoczął w dalszym ciągu poszukiwania.
Billot zamilkł, skrzyżował ręce na piersiach, i przechadzając się po niskim pokoju, jak lew po klatce, czuł, że dostał się w moc tych ludzi.
Rewizja odbywała się w milczeniu.
Policjanci, zdawało się, z nieba spadli.
Nikt ich nie widział oprócz robotnika, który im wskazał drogę.
Psy nawet na podwórzu nie zaszczekały.
Dowódca wyprawy musiał być zręcznym człowiekiem, widocznie nie pierwszy raz odbywał czynność tego rodzaju.
Billot słyszał jęki córki zamkniętej w pokoju na górze.
Przypomniał sobie jej słowa prorocze, bo nie wątpił już ani na chwilę, że chodziło o książkę doktora.
Wybiła godzina dziewiąta i Billot zobaczył, że robotnicy jego, jeden po drugim powracali od pracy.
Czuł, że teraz w razie walki, jeżeli nie słuszność — to siła byłaby po jego stronie.
Wszystka krew w żyłach mu zawrzała.
Nie miał siły dłużej się powstrzymywać, przystąpił do drzwi i tak potężnym uderzył w nie kułakiem, że po jednym lub dwóch jeszcze podobnych uderzeniach zamek byłby odskoczył napewno.
Agenci otworzyli w tej chwili i ujrzeli na progu groźnego Billota.
W domu wszystko było do góry nogami poprzewracane
Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/85
Ta strona została skorygowana.