Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/87

Ta strona została skorygowana.

wam gdzie się znajduje — rzekł z niepokojem, którego ukryć nie potrafił — czy przestaniecie przewracać?...
Agent dał znak pomocnikom.
— Bezwarunkowo — odpowiedział — bo tylko ta książka jest powodem rewizji. Ale — dodał ze skrzywieniem, mającem pretensję — do uśmiechu, — ale powiedz nam pan otwarcie, czy masz jeden tylko egzemplarz, czy dziesięć?...
— Jeden tylko, przysięgam.
— Oto co musimy wyjaśnić za pomocą najskrupulatniejszego poszukiwania, kochany panie Billot, oświadczył agent. Uzbrój się pan w cierpliwość jeszcze tylko na pięć minut. My jesteśmy biednymi agentami; działamy z rozkazu władzy, uwzględnij więc pan położenie nasze, pozwól, aby ludzie honoru spełnili swój obowiązek.
Czarny człowiek trafił dobrze.
Tak trzeba było przemawiać do Billota.
— Szukajcie więc — rzekł — ale prędko..
I odwrócił się tyłem.
Agent przymknął drzwi delikatnie i delikatniej jeszcze zakręcił klucz w zamku.
Billot nie sprzeciwiał się temu, wzruszył tylko ramionami, pewny, że otworzy, gdy zechce.
Czarny człowiek zaś, dał znak policjantom, i nanowo wzięli się do roboty.
Zdwoiwszy usiłowania, przerzucili wszystkie książki, papiery i bieliznę.
I naraz na spodzie jednej z szaf, dostrzegli małą skrzyneczkę z drzewa orzechowego, okutą żelazem.
Agent rzucił się na nią niby sęp na zdobycz.
Odrazu węchem poznał, że to zapewne to czego poszukiwał. Schował ją szybko pod swój płaszcz wyszarzany i dał znak policjantom, że misja skończona.
Billot właśnie w tej chwili stracił cierpliwość.
Przystanął przed zamkniętemi drzwiami.
— Ależ mówię wam — zawołał — że nie znajdziecie, jeżeli wam nie powiem gdzie jest. Nie opłaci się przewracać wszystkich rzeczy. Nie jestem przecież spiskowcem, u wszystkich djabłów! Słyszycie?... Odpowiadajcie, lub jadę do Paryża, i poskarżę się królowi, Zgromadzeniu i wszystkim.
W owej epoce stawiano jeszcze króla przed narodem.
— Tak, panie iBllot, słyszymy pana, i jesteśmy gotowi