Powróćmy do Pitoux.
Pędziły go dwa największe na tym świecie bodźce: strach i miłość.
Strach szeptał mu:
— Możesz być przytrzymanym, obitym, strzeż się zatem, mój chłopcze.
To wystarczało, aby biegł, jak daniel.
Miłość powiedziała mu głosem Katarzyny:
— Uciekaj, co sił starczy, kochany Pitoux.
I uciekał.
Te dwa bodźce, jak już powiedzieliśmy o tem, sprawiły, że nie biegł, ale leciał.
Długie nogi i ogromne kolana, tak niezgrabnie wyglądające na balu, wydawały mu się pożyteczne, teraz, gdy serce przepełnione strachem uderzało trzy razy na sekundę.
Pan de Charny przy swoich małych nóżkach, cienkich kolanach i zgrabnie zaokrąglonych łydkach, nie byłby tego potrafił.
Pitoux przypomniał sobie piękną bajkę o jeleniu, który stojąc nad zdrojem, lamentował nad swemi nogami, i... chociaż nie miał na czole tej ozdoby, w jakiej zwierzę znajdowało ukojenie, wyrzucał sobie, iż pogardzał swemi „tyczkami“.
Tak nazwała matka Billot nogi Pitoux, gdy się im przyglądał przed zwierciadłem.
Biegł w dalszym ciągu lasem, pozostawiając Cayolles po prawej, a Yvors po lewej stronie i oglądając się z poza każdego krzaku, bo nie słyszał nic od dawna, wyprze-
Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/93
Ta strona została skorygowana.
ROZDZIAŁ IX
DROGA DO PARYŻA