podwoił zatem szybkość i nie odwracał głowy z obawy straty czasu.
I już nie odgłos kopyt uderzających o kamienie pobudzał go teraz do szybkości; odgłos ten tłumił się bowiem w lucernie i trawie; teraz podniecał go krzyk jakiś, jakby ostatnia sylaba jego nazwiska, wymawianego przez jeźdźca, jakieś „u! u!“, które zdawało się być echem złości i ostro przecinało powietrze.
Ale po dziesięciu minutach szalonego naprawdę biegu, Pitoux poczuł, że pierś mu cięży i krew uderza do głowy. Zdawało mu się, że kolana jego przybierają wielkie rozmiary, a śledziona zapełnia się drobnemi kamykami.
Poczynał się od czasu do czasu potykać, podczas gdy lecąc poprzednio, podnosił nogi tak wysoko, że widać było wszystkie gwoździe w jego podeszwach.
Wreszcie koń, jako wyższy pod tym względem od człowieka, doścignął dwunożnego Pitoux, który jednocześnie posłyszał głos jeźdźca wołającego już nie „u! u!“ ale zupełnie wyraźnie: Pitoux!... Pitoux!...
Wszystko było zatem stracone.
Pitoux biegł jednak ciągle, biegł machinalnie, poprostu siłą rozpędu.
Nagle kolana się pod nim ugięły.
Zachwiał się i padł twarzą na ziemię.
W tejże samej chwili, gdy się położył na ziemię z postanowieniem, że nie wstanie dobrowolnie, poczuł silne uderzenie batem.
W uszach zabrzmiało mu nagle przekleństwo a dobrze znany głos gruby zawołał:
— Ach! bałwanie, niedołęgo, sprzysięgłeś się więc na życie Cadeta?...
To imię „Cadet“ otrzeźwiło chłopaka.
— O! — zawołał, robiąc półobrót tak, iż zamiast plecami do góry, znalazł się w położeniu nawznak, co ja słyszę... toż to głos pana Billota!...
Był to rzeczywiście ojciec Billot.
Uniósł się troszkę i przysiadł, gdy się o tem przekonał.
Dzierżawca zaś zatrzymał Cadeta pokrytego białą pianą.
— Kochany panie Billot — wykrzyknął Pitoux — jakiś pan dobry, że mnie tak gonisz! Przysięgam jednak,
Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/98
Ta strona została skorygowana.