Benvenuto uwiadomił go, że obaj udadzą, się na obejrzenie gmachu.
Można więc sobie wyobrazić co uczuł, widząc się zmuszonym sam odbyć te odwiedziny.
On więc, który przez dwie niedziele widział tylko Blankę z daleka, nie śmiejąc iść za nią, w trzecią zaś udał się w jej ślady nie śmiejąc ani słowa do niej przemówić, miał się jej przedstawić w jej własnem mieszkaniu, i w jakim celu? w celu obejrzenia pałacu Nesle, który Benvenuto zamierzał w następną niedzielę odebrać dobrowolnie lub przemocą ojcu Blanki.
Położenie było drażliwe dla każdego a dla kochanka okropne...
Na szczęście, było dosyć daleko z ulicy Świętego Marcina do pałacu Nesle. Gdyby nie było więcej nad kilka kroków, Askanio nie odważyłby się ich przebyć, ale że było pół mili, ruszył zatem w drogę.
Nic tak nie oswaja z niebezpieczeństwom, jak czas i odległość miejsca jaka nas od niego oddziela.
Dla wszystkich dusz silnych lub organizacyj szczęśliwych, zastanowienie jest potężnym posiłkiem. A do tej ostatniej klasy należał Askanio.
Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/112
Ta strona została przepisana.