Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/122

Ta strona została przepisana.

Pani Perrine spojrzała na Askania wielkiemi oczyma.
— Złotnikiem! — mruczała — złotnikiem! i sądzisz, że pan prewot ustąpi swego pałacu... złotnikowi?
— Jeżeli nie ustąpi, odbierzemy mu...
— Przemocą?
— Bezwątpienia.
— Lecz zdaje mi się, że twój pan nie ośmieli się występować przeciwko panu prewotowi.
— Występował już przeciwko trzem książętom i dwom papieżom.
— Jezus Marya! dwóm papieżom. Czy czasem nie jest heretykiem?
— Jest katolikiem jak ty i ja, pani Perrine; uspokój się, szatan nie jest naszym sprzymierzeńcem lecz za to mamy za sobą króla.
— A! to być może; lecz pan prewot ma kogoś silniejszego za sobą.
— A kogóż to?
— Panią d’Etampes.
— A więc, partya równa — rzekł Askanio.
— A jeżeli pan d’Estourville nie zgodzi się na dobrowolne oddanie pałacu?
— To mistrz Benvenuto weźmie go przemocą.