Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/138

Ta strona została przepisana.

Potem, zwracając się do niej:
— Blanko — rzekł — oto jest hrabia d’Orbec, podskarbi królewski a twój przyszły małżonek.
Blanka wydała słaby krzyk, który przytłumiło natychmiast uczucie przyzwoitości; lecz czując, że kolana nachylają się pod nią, wsparła się na poręczy krzesła.
W istocie, aby pojąć, szczególniej też w stanie umysłu w jakim znajdowała się Blanka, całą okropność tego niespodziewanego oświadczenia, trzeba wiedzieć kto był ów hrabia d’Orbec.
Bez wątpienia Robert d’Estourville, ojciec Blanki, nie był ładny; w jego gęstych brwiach, które marszczył za najmniejszą napotkaną przeszkodą fizyczną lub moralną, był pewien wyraz cierpkości a w całej postaci coś ciężkiego i nie zgrabnego, co wcale nie uprzedzało na jego stronę.
Jednak przy hrabi d’Orbec zdawał się on świętym Michałem Archaniołem obok szatana. Przynajmniej rysy wyraziste prewota znamionowały moc duszy; gdy tymczasem małe oczki, bure i żywe, oznaczały dowcip.
Lecz hrabia d’Orbec, wątły, suchy i chudy, z długiemi pajęczemi rękoma, głosem podobnym do brzęczenia komara, powolnością ślimaka, był nie tylko brzydki, ale odrażający.