Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/141

Ta strona została przepisana.

mów prędzej — rzekł prewot, wlepiając w córkę swoje małe oczy, żywe i rozgniewane.
— Że pozwolisz mi pozostać zawsze przy sobie, mój ojcze — odpowiedziała Blanka. — Od czasu śmierci mojej biednej matki, ty tylko posiadasz całe moje przywiązanie; sądziłam więc...
— Milcz, Blanko! — zawołał rozkazyjąco prewot — Nie jestem jeszcze tak stary, abym potrzebował doglądaćzki a ty jesteś w wieku stosownym do zamężcia.
— E, mój Boże! — rzekł d’Orbec, wtrącając się znowu do rozmowy — przyjmij mię bez tylu ceremonij, moje życie. Ze mną będziesz tak szczęśliwą jak tylko nią być można i nie jedna będzie ci zazdrościć, przysięgam. Jestem bogaty, będziesz bywać u dworu i to w klejnotaoh, które wzbudzą zazdrość, nie powiem królowej, ale samej pani d’Etampes.
Nie wiem jakie myśli obudziły się na to ostatnie słowa w sercu Blanki, lecz rumieniec powrócił na jej twarz i zdołała odpowiedzić hrabiemu, pomimo surowego spojrzenia, jakiem jej groził prewot.
— Będę przynajmniej prosić mojego ojca, panie hrabio, o czas do namysłu.
— Co to znaczy? — zawołał pan d’Estourville z gwałtownością. Ani godziny, ani minuty.