Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/149

Ta strona została przepisana.

— Wszak już dawno ci mówiłem, że ręka Blanki była przyrzeczoną, kochany Marmagne.
— Niewiem prawdziwie jak możesz rozłączać się z tak ślicznem dziecięciem.
— O! nie rozłączam się z nią — odrzekł prewot. — Mój zięć, hrabia d’Orbec, z całym swoim dworem będzie mieszkać w Wielkim Nesle, ja zaś, w wolnych chwilach przebywać będę w Małym.
— Biedny przjacielu! — rzekł Marmagne, wstrząsnąwszy głową i opierając jednę rękę na ramieniu prewota, a drugą niosąc do oczu, dla otarcia łzy, której nie było.
— Jakto, biedny przyjacielu? — powtórzył prewot. — Cóż u dyabła masz mi znów oznajmić?
— Czy ja pierwszy przynoszę ci tę niemiłą wiadomość?
— Jaką? mów nakoniec.
— Wiesz kochany prewocie, że na tym świecie musimy być filozofami; istnieje dawne przysłowie, które rodzaj ludzki powinien mieć bez ustanku na ustach, gdyż zamyka ono w sobie cały rozum narodów.
— I cóż to za przysłowie?
— Człowiek strzela, drogi przyjacielu a Pan Bóg kule nosi.
— Do czegóż to zmierza?