Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/175

Ta strona została przepisana.

Benvenuto ujrzał ją nareszcie płaczącą i uśmiechającą się zarazem. A zbliżywszy się do niej:
— Ty Katarzyno — rzekł — zostaniesz w domu z Rupertą i przysposobisz szarpi dla rannych a dobry obiad dla zdrowych.
— O nie! — zawołała Katarzyna — ja pójdę za wami! Z tobą śmiało wyzwałabym prewota i całe jego wojsko, lecz tu sama z Rupertą, umarłabym z niespokojności i strachu.
— O, na to nigdy nie pozwolę — odpowiedział Benvenuto — myślałbym, że ci się może przytrafić jakie nieszczęście i to by mi przeszkadzało. Czekając, będziesz się modlić za nas.
— Posłuchaj, Benvenuto — rzekła młoda dziewczyna, jakby oświecona nagłą myślą — pojmujesz dobrze, że nie mogę znieść myśli, ażebym tu została w spokojności, gdy tymczasem ty możesz tam zostać raniony i umrzeć nawet. Lecz można wszystko pogodzić, zamiast modlić się tu w pracowni, pójdę do kościoła najbliższego placu bitwy. Tym sposobem nie będę narażona na niebezpieczeństwo i natychmiast będę uwiadomioną tak o zwycięztwie jak o klęsce.
— Niech i tak będzie — odpowiedział Benvenuto — zresztą, rozumie się, że nie pójdziemy na śmierć bez wysłuchania Mszy Świętej. A więc