Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/197

Ta strona została przepisana.

— Zgoda! — rzekł Cellini — lecz wyjdźcie naprzód, panna Blanka wejdzie potem, a wtedy wrzucicie klucz przez okno, ażeby odjąć wszelką możliwość ucieczki.
— Niech i tak będzie — odpowiedział prewot.
— Wasze słowo?
— Słowo szlachcica! a wasze?
— Słowo Benvenuta Cellini!
Po tej zamianie przyrzeczeń, drzwi otworzyły się; ludzie prewota wyszli i uszykowali się w dwa rzędy przed bramą, mając pana d’Estourville na czele.
Było ich jeszcze dziewiętnastu.
Ze swojej strony Benvenuto Cellini pozbawiony Askania, Hermana i Jakóba Aubry, miał tylko ośmiu walczących i to jeszcze Szymon mańkut był raniony, szczęście, że w prawą rękę; lecz Benvenuto nie liczył nigdy swoich nieprzyjaciół, on, który napadł Pompea pośród dwunastu zbirów.
Z radością więc przyjął zezwolenie prewota, gdyż niczego tak nie pragnął, jak decydującej walki.
— Teraz możesz pani wejść — rzekł do swojej ładnej zakładniczki.
Blanka przebiegła szybko przestrzeń, która rozdzielała dwa wojska i przestraszona rzuciła się w objęcia prewota.