wszystkie siły i trzy lub cztery natarcia nastąpiły po sobie tak raptownie, że na Benvenuta przyszła kolej zasłaniania się; a nawet raz spóźnił się tak, że szpada jego przeciwnika, pomimo doskonałej siatki drucianej, jaką miał na sobie, drasnęła mu pierś.
Benvenuto jak lew raniony, niecierpliwy zemsty, zalewie poczuł ostrze żelaza, podwoił natarczywość i byłby okropnem pchnięciem przeszył na wskroś prewota, gdyby właśnie w tej chwili drzwi za nim nie otworzyły się, tak, że pan d’Estourville upadł na wznak, a żelazo trafiło tego, który ocalił prewota tem niespodzianem otwarciem.
Wbrew temu czegoby się spodziewano, zraniony zachował milczenie a Benvenuto wydał okropny krzyk.
W tym, którego dosięgła jego szpada, poznał Askania, Wówczas nie widział nic więcej, ani Hermana, ani Jakóba Aubry, który stał za ranionym.
Rzucił się jak szalony na szyję młodzieńca, szukając rany oczyma i ręką, i wołając: Zabity, zabity przezemnie! Askanio moje dziecię, ja go zabiłem! I płakał, tak jak lwy chyba płakać muszą.
Przez ten czas Herman wyciągał prewota zdrowego i nienaruszonego z pod nóg Askania
Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/201
Ta strona została przepisana.