Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/212

Ta strona została przepisana.

— To nic, kochany mój mistrzu, to nic — odpowiedział Askanio — tylko ramieniowi się dostało. Bądź spokojny, zaręczam ci, że to nic wielkiego.
W istocie, chirurg sprowadzony w pięć minut przez Jakóba Aubry oświadczył, że rana jakkolwiek głęboka, nie była niebezpieczną i wziął się do opatrzenia.
— O! jakiż ciężar zdejmujesz mi z serca, panie chirurgu! — rzekł Benvenuto Cellini. — Moje drogie dziecię, nie będę więc twoim zabójcą! Lecz co ci jest Askanio? twój puls bije tak silnie, krew uderza ci do twarzy... O! panie chirurgu, trzeba go przenieść ztąd, dostaje gorączki.
— Nie, nie, mistrzu — rzekł Askanio, przeciwnie, czuję się daleko lepiej. O! zostawcie mnie tu, błagam was.
— A mój ojciec? — odezwał się nagle za Benvenutem głos, na który zadrżał; coście zrobili z moim ojcem?
Benvenuto odwrócił się i ujrzał Blankę bladą i nieporuszoną, szukającą wzrokiem prewota, którego zarazem wzywała słowami.
— O! jest zdrów i nietknięty, pani, dzięki niebu! — zawołał Askanio.
Dzięki temu biednemu chłopcu, który odebrał, pchnięcie przeznaczone dla niego — rzekł