Marmagne nie odmawiał sobie tryumfu próżności, jaki ludzie głupi i podli lubią, odnosić nad nieszczęściami swoich znajomych.
— A cóż! — rzekł — wszak ci mówiłem kochany prewocie.
— A! to ty wicehrabio. Dzień dobry — odpowiedział d’Estourville.
— No, czy miałem słuszność, hę?
— Niestety! tak. Jakże się masz?
— Nie mam sobie przynajmniej nic do wyrzucenia w tej przeklętej sprawie, uprzedzałem cię.
— Czy król powrócił do Luwru?
— „Bajeczka! — mówiłeś — „rzemieślnik, awanturnik, nic mi nie zrobi!” Przekonałeś się mój biedny przyjacielu...
— Pytam się ciebie, czy król powrócił z Fontainebleau?
— Tak i żałował bardzo, że go nie było w niedzielę w Paryżu i że nie mógł z jednej ze swoich wież w Luwrze, być świadkiem zwycięztwa odniesionego przez jego złotnika nad prewotem.
— Cóż mówią u dworu?
— Mówią, że zostałeś zupełnie pokonany.
— Hum! hum! — mruknął prewot, którego ta urywkowa rozmowa zaczynała niecierpliwić.
— A więc, pobił cię zupełnie? — mówił dalej Marmagne.
Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/224
Ta strona została przepisana.