Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/27

Ta strona została przepisana.

— Czyż ja wiem!
— A choćby i tak było, nie wielka to rzecz. Zresztą, Askanio dosyć jest ładny, by przygody jego a nie on ich miał szukać.
— Katarzyno! — przerwał mistrz marszcząc brwi.
— No, no, czy i o tego mistrzu, zechcesz być zazdrosnym! biedne dziecię!
I mówiąc to, podniosła ręką brodę Askania.
— Tego by tylko brakowało — mówiła dalej — ale... Jezus Marya, jakiż on blady! może nie jadłeś kolącyi włóczęgo?
— W istocie — zawołał Askanio — zapomniałem o niej .
— O! skoro tak, to i ja jestem zdania mistrza; zapomniał o kalacyi! bez wątpienia jest zakochany. Huberta! Huberta! prędzej, kolacyę dla pana Askania.
Służąca przyniosła jeszcze bardzo ponętne resztki kolacyi, na które nasz młodzieniec z chciwością się rzucił, gdyż po takiej porządnej przechadzce na świeżem powietrzu, miał prawo być głodnym.
Katarzyna i mistrz spoglądali na niego uśmiechając się — ona z przywiązaniem braterskiem, on z czułością ojcowską.
Co do ucznia pracującego w kącie, ten pod-